Matka zaś nieustannie oczy wkoło głowy zeby dzieciom jakies auto w doopki nie wjechało.
Z nieoficjalnych zródeł dowiedziałam sie o wolnym mieszkanku w Kisielicach kilka metrów od przedszkola, czyżby to palec Boży? Mały by nie dojezdzal po 100km na dzień, odprowadzałabym go i zaprowadzała, musimy to bardzo przemysleć, Kuba nie chce ale mówi że zrobi to dla Miłosza, dzielny chłopak. To chyba byłoby najrozsądniejsze wyjscie z sytuacji. Musimy sie w tej chwili kierować dobrem Miłosza, zdrowe dzieciaczki sobie poradzą, nie my pierwsi musimy sie przeprowadzić i nie my ostatni.
Miłosz już całkiem dobrze sobie radzi na zjeżdzalni.
I pomysleć że jeszcze niedawno myslałam że będe go tam wsadzac do 18tki:))
a teraz już sam wchodzi zupełnie samodzielnie i coraz pewniej, nawet nie chce żeby go asekurować.
W końcu nie zdycham po zabawie na placu zabaw.
Ogólnie nie jest żle ale nie jest tez dobrze, rozwój małego stoi w miejscu, mowa totalnie sie nie pojawia.
Na dzień dzisiejszy start w przedszkolu przwiduję na 10 pażdziernika to juz niedługo, musze sie uzbroić w cierpliwość, wtedy zapadną decyzje co dalej....
Trzymamy w takim razie dalej kciuki, żeby się w końcu coś udało.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuku Kasiu! Chłopcy super:)))
OdpowiedzUsuńNiezły plac zabaw, też taki chcemy ;)
OdpowiedzUsuńWszystko się jakoś ułoży ciociu :) Trzymam mocno kciuki za Was i za Miłoszka bo wiać że robi postępy :)
OdpowiedzUsuńdziekuje wam za wsparcie, znajdziemy jakies wyjście z sytuacji, najlepsze z mozliwych
OdpowiedzUsuń