Aniołowie

środa, 20 marca 2013

ehem

Dziś usłyszałam w przedszkolu ze Milosz pilnie pracuje i robi duze postępy. Coraz więcej rozumie i  
wykonuje coraz więcej poleceń. Robi wymagane prace plastyczne z róznym oporem a czesto i bez. No ehem ale chyba jego zapał kończy się po 5 godzinch pobytu w szkole, bo po wpadnięciu do domu, szybkim obiedzie, napiciu się odmawia wszelkiej współpracy w czymkolwiek. Dziś po dwóch dniach oczekiwania przyszły obiecane patyczaki oraz mozaika kolorów. No i owszem zaintereowanie bylo..5 minutowe. Szybko pokazał że perfekcyjne umie je układać po czym bezceremonialnie uciekł z pokoju, z miną sama sobie układaj mi się nie chce:D No ok, najwazniejsze ze umie układać. wie ze trzeba kolorami no ale nadal lipa z ich nazewnictwem. O rany mam syna lenia. Ostatnio brakuje mi pomysłów jak go przekonać do terapii domowej. Najchetniej siedziałby pół dnia z tabletem i układał swoje ukochane ukladanki


Dziś w przedszkolu odbyła sie burza mózgów z psychologiem i kilkorgiem rodziców, dzieki której się dowiedziałam jak na przyszłość walczyć z wójtem o dowóz Miłosza do przedszkola a potem szkoły, nie ukrywam ze marzyłaby mi sie dalsza edukacja tu na miejscu w Kisielicach. I mimo ze jest czy bedzie to szkoła specjalna, chciałabym zeby był po prostu zadowolonym z zycia dzieckiem. Nie mam chorych ambicji ze musi iść do masówki. Kwestia dojazdów jest dręcząca ponieważ wynajmowanie tu mieszkania jest drogie, ta sumę tysiaca zl moglibysmy przeznaczac na dodatkowe terapie, pięc miesiecy równa się turnus rehabilitacyjny, a tak niestety trzeba płacic za mieszkanie i nie ma mowy o niczym dodatkowym poniewaz nie starcza. Obliczyłam ostatno ze terapia Miłosza kosztuje nas bagatela okolo 2000zl miesiecznie, bo jakby nie patrzyl trzeba wliczyć opłate za dom jako wklad w terapię. Gdyby gmina nam go dowoziła moglabym zaoszczedziec tysiac zl miesiecznie, gra warta swieczki, nie wiem jak dlugo jeszcze damy rade je oplacać,jednak realna dopiero od obowiazkowej zerówki od 5 roku zycia, poniewaz wtedy gmina ma obowiazek dowozic, oczywiscie sie miga, ale postanowiłam walczyć, choćbym miała się z tym po gazetach włóczyć. 
Dzisiejsza rozmowa z psychologiem i rodzicami dzieci uswiadomila mi jak bardzo przydalaby mi sie grupa wsparcia. Czuje sie dzis tak lekko gdy mogłam sie wygadać. Przy okazji umówiłam Matusza na konsultacje z psychologiem, jego wycofanie sie z zycia grupy przedszkolnej, chorobliwa niesmiałość nieco mnie niepokoi. 

1 komentarz:

  1. Oj skąd ja znam takiego lenia domowego :)

    a grupa wsparcia to fakt potrzebna jest nam rodzicom do życia jak woda

    OdpowiedzUsuń